Jeszcze kilka lat temu globalne łańcuchy dostaw opierały się głównie na produkcji w Azji i transporcie towarów do Europy czy Ameryki Północnej. Dziś obserwujemy prawdziwą rewolucję: coraz więcej firm przenosi produkcję bliżej rynków zbytu. Trend ten – znany jako nearshoring lub friendshoring – staje się fundamentem nowej logistyki.
Dlaczego nearshoring zyskuje na znaczeniu?
Pandemia, napięcia geopolityczne, zakłócenia w żegludze morskiej i gwałtowne wzrosty kosztów frachtu pokazały, jak kruche mogą być klasyczne łańcuchy dostaw. Nearshoring – czyli przenoszenie produkcji do krajów geograficznie bliższych odbiorcom – pozwala firmom zyskać większą kontrolę, przewidywalność i elastyczność. Kluczowe korzyści to:
- krótszy czas dostaw,
- mniejsze ryzyko opóźnień lub blokad transportowych,
- wyższa jakość nadzoru nad produkcją,
- szybsze reagowanie na zmienność popytu,
- niższy ślad węglowy.
Friendshoring idzie o krok dalej: chodzi nie tylko o bliskość geograficzną, ale też polityczną i gospodarczą. Przenoszenie produkcji do krajów stabilnych, partnerskich i kompatybilnych z unijnym otoczeniem regulacyjnym zyskuje na popularności.
Polska, Rumunia, Turcja – nowi liderzy logistyki
Kraje Europy Środkowo-Wschodniej, z Polską na czele, awansują do roli strategicznych hubów produkcyjno-dystrybucyjnych. Powstają tu nowe zakłady, centra dystrybucji i zaawansowane technologicznie magazyny. Rosną też potrzeby transportowe – zarówno w przewozach krajowych, jak i transgranicznych.
Dla operatorów działających na tym terenie to szansa na zwiększenie udziałów w rynku. Szczególnie zyskują firmy, które już dziś oferują kompleksowe usługi: od transportu drogowego, przez kolejowy i intermodalny, aż po logistykę kontraktową i e-fulfillment.
Nowe kierunki transportu
W miarę jak produkcja przesuwa się z Azji do Europy, zmieniają się szlaki logistyczne. Maleje znaczenie klasycznych tras morskich do portów w Hamburgu czy Rotterdamie. Na znaczeniu zyskują korytarze drogowe i kolejowe prowadzące przez Europę Środkową – od Adriatyku po Bałtyk.
Operatorzy logistyczni z dostępem do sieci europejskich połączeń i wewnętrznych zasobów transportowych (floty, terminali, zaplecza magazynowego) są dziś naturalnymi beneficjentami tego przesunięcia. Szczególną przewagę zyskują ci, którzy są częścią międzynarodowej grupy – mogą elastycznie zarządzać zasobami w wielu krajach i szybko reagować na potrzeby klientów, nawet przy gwałtownych zmianach.
Kto zyska najwięcej?
Na nearshoringu zyskują przede wszystkim:
- operatorzy logistyczni i transportowi z Polski, Rumunii i Turcji, którzy są w stanie obsługiwać nowe łańcuchy dostaw w całości – od produkcji po dystrybucję,
- firmy inwestujące w nowoczesną infrastrukturę magazynową, automatyzację i systemy cyfrowe do zarządzania transportem (TMS, WMS),
- przewoźnicy kolejowi i drogowi, którzy obsługują zwiększony ruch regionalny,
- grupy logistyczne działające na kilku rynkach europejskich, które oferują klientom jedno źródło koordynacji usług na wielu odcinkach trasy.
Warto też wspomnieć o dostawcach rozwiązań IT, specjalistach ds. łańcuchów dostaw i pracownikach magazynowych – to oni będą niezbędnym ogniwem nowego porządku w logistyce.
Podsumowanie
Nearshoring i friendshoring nie są chwilową modą, lecz logiczną odpowiedzią na niestabilność globalnej gospodarki. Polska, Rumunia i Turcja stają się nowymi centrami logistycznymi Europy – a operatorzy, którzy potrafią połączyć lokalną obecność z międzynarodowym zasięgiem, mają dziś wyjątkową szansę na rozwój. W czasach, gdy czas, niezawodność i bezpieczeństwo dostaw liczą się bardziej niż kiedykolwiek, wygrywa ten, kto działa blisko, szybko i kompleksowo.